W życiu większości użytkowników FORD'ów przychodzi moment, w którym muszą się zastanowić czy użytkowany samochód nadaje się jeszcze do naprawy, czy też lepszą opcją będzie jego złomowanie. W przypadku mojego Escorta potencjalnym powodem do zlomowania mogła być korozja podłuznic tylnych i kilka innych mniejszych usterek, jednak zdecydowałem się go 'reanimować". Dlaczego? Bo zbyt dużo rzeczy było już w tym aucie zrobionych, żeby móc go teraz "ot tak" wyzłomować, nie mając szans na odzyskanie nawet części zainwestowanych pieniędzy. Zgodnie z nowymi przepisami o złomowaniu pojazdów nie mógłbym zostawić sobie praktycznie żadnych części, co oznaczałoby że skrzynia, silnik, chłodnica i wszystko inne musiałoby trafić "na przetop" mimo, że mogłyby te elementy jeszcze trochę pojeździć.
Na szczęście znajomemu blacharzowi zwolnił się termin i udało mi się tam auto wcisnąć - swoją drogą, gdybym nie skorzystał "z polecenia" przy wyborze ludzi, którzy w zeszłym roku robili całą blacharkę w fordzie (wymiana progów, błotnika, spawanie podłużnic, błotnika itp. - generalnie - walka z korozją) to pewnie nie musiałbym teraz dwa tych podłużnic reperować. O ile robota "na wierzchu" została zrobiona w miarę dobrze, o tyle wszystko "od spodu" woła o pomstę do nieba. W każdym razie - jako że zdecydowałem się na "reanimację" pozostał jeszcze wybór sposobu naprawy. Wersja a) to był zakup nowych podłużnic, jednakże ze względu na to że te "nowe' są zrobione z 1 mm blachy, stwierdziłem że zdecyduję się na opcję b) czyli spawanie z 2 mm blachy. W tej opcji te podłużnice, przy złomowaniu auta, będzie można wyciąć i wsadzić do następnego, bo ich trwałość na pewno przekroczy trwałość pozostałej części "budy' Escorta.