- Dział: Blog
- Napisał Dorian Rochowski
- Skomentuj jako pierwszy!
Stara miłość nie rdzewieje... Wyróżniony
Parę lat temu miałem przyjemność być właścicielem Mitsubishi Galanta, a raczej Galantów, bo było ich kilka w różnych wersjach. Zaczęło się od kanciatego E15, później różne wersje E3x, wraz z najmocniejszą dostępną na rynku polskim GTi Dynamic. Niestety, jak dotąd nie spełniło się moje "marzenie" o posiadaniu pełnej wersji VR-4. Nie takiej grzebanej, przerabianej z Dynamic-4 bądź GTi 4x4, a prawdziwego, rajdowego VR.
Prawdziwy VR-4 pierwszej generacji dysponował 2 litrowym, turbodoładowanym silnikiem o mocy 195-240 koni, napędem na wszystkie koła, tylną osią skrętną oraz - w niektórych wersjach - elektronicznie kontrolowanym, pneumatycznym zawieszeniem.
W zasadzie na tym można by skończyć wywód, ale akurat w Galantach najmniej ważne są dane techniczne. Te auta mają duszę. Czasem wredną, jak te moje - które mnie wypompowały z pieniędzy do ostatka.
Mimo tego do dzisiaj jak widzę Gala w dobrym stanie, niezależnie czy z 150 konnym benzynowym silnikiem, czy 75 konnym dieslem zawsze się obracam. Przypomina mi się wygoda tego samochodu, przyjemność z jazdy, wygodne fotele i przemyślane rozwiązania. Japończycy może nawalili pod maskę elektroniki na kilogramy, ale do wszystkiego było logiczne dojście, i nie było kretyńskich rozwiązań takich jak np. dokręcanie miski olejowej od strony skrzyni biegów (FORD), puszczenie pompy hamulcowej na pasku (!!!! - Citroen - strzela pasek klinowy i nie mamy hamulców!) czy też różnego rodzaju niedoróbek.